Amerykanizacja…?
Od jakiegoś czasu nurtuje mnie parę przemyśleń i
postanowiłem się nimi z wami podzielić...
Temat dotyczy polubienia przez nas nazw
obcojęzycznych..
Przez wiele lat nękani komuną i innymi losu przeciwnościami
uważaliśmy ,że wszystko co „zagramaniczne” jest lepsze . Ale czy aby na pewno..?
A upodobanie do nazw obco brzmiących przechodzi już najśmielsze
oczekiwania.
I tak na przykład spróbujcie napić się kawy w kawiarni,
zapomnij… nie znajdziesz takiego miejsca
Masz do dyspozycji „coffee shop”, „coffee bar”, „coffee
center” albo „coffeeheaven”, „costa coffee” a ja tam wole napić się kawy w „starym
młynku” ,najchętniej udał bym się do kawiarni na ciastko i kawę.
Jednak takie marzenia stają się trudne do zrealizowania bo
dostać mogę jedynie cofee end apple pie
a chciałbym kawę i szarlotkę……;)
Coraz częściej trudno zjeść też obiad, od.. zrazik w sosie z kluseczkami
. Bo przecież modne obecnie są „lawendowe wzgórza” ,” lawendowe pola”, „lawendowe domki ", takie coś jak „prowansalski dwór” lub na przykład „Villa Toskania”….. a tam nie
wypada serwować pospolitego jadła….
ludzie kurna opanujcie się …
A jak by tak „łąka smaku” , albo „brzozowy zagajnik” ,eee
takie kurna pospolite otworzę sobie
„Villa Violetta” i serwować będę bruschette oraz pizze …
Nic, pora pomyśleć o obiedzie zjem dziś „pancakes” i popije "sheikh
strawberry" znaczy idę na naleśniki i cocktail truskawkowy do baru mlecznego...
Dzieci !! tak wygląda obiad o którym marzy Shrek ...
Przepis znajdziecie na:
http://mariola1975.blogspot.com/2012/11/zrazy-wieprzowe-zwijane.html
Smacznego...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz